alchymista alchymista
190
BLOG

Zabezpieczenie (prawie) ostateczne

alchymista alchymista Rozmaitości Obserwuj notkę 0

Po upadku portalu niepoprawni.pl trzeba jego dorobek podsumować i wyciągnąć wnioski na przyszłość.

Libertas dicendi – staropolska „wolność mówienia” - którą dziś możemy swobodnie przetłumaczyć jako wolność słowa – była dla naszych przodków jedną z najwyższych wartości i podstawą ustroju, który choć miał wiele nazw, sprowadzał się przede wszystkim do celebrowania wolności. Wolność słowa miarkowana była jedynie kwestiami obrazy religijnej oraz szacunku wobec świętej osoby królewskiej jako państwowego sacrum. Świątynią wolności słowa, swego rodzaju archikatedrą, pośród licznych jej katedr i świątynek parafialnych, była izba poselska, inaczej zwana kołem lub stanem rycerskim, lub „stanem trzecim”, bowiem Sejm składał się z trzech „stanów” sejmujących: stanu królewskiego, stanu senatorskiego i stanu poselskiego.

Debaty w izbie poselskiej toczyły się na zasadzie debat towarzyskich, w których możliwość odchodzenia od tematu i rozmaitych dygresji mieli przede wszystkim ci, którzy cieszyli się wśród obecnych oratorskim uznaniem i politycznym autorytetem. Czasami uchwalano coś w rodzaju regulaminu połączonego z porządkiem obrad, ale tylko wtedy, gdy wobec takiej propozycji nie było zdecydowanego sprzeciwu istotnej grupy posłów (dostatecznie licznej lub dostatecznie ważnej pod względem miejsca w hierarchii towarzyskiej lub państwowej).Zdarzało się więc bardzo często, że posłowie toczyli kilka debat jednocześnie, szczególnie, że marszałek co prawda głosu udzielał, ale nie mógł go odebrać. Przywilej ten posiadała tylko zdecydowana większość izby poselskiej, która to większość mogła ględzącego mówcę zagłuszyć i zmusić do milczenia. Tak było mniej więcej do roku 1652, kiedy to ustrój zaczął się chwiać i staczać po równi pochyłej w kierunku prawniczego legalizmu, pieniactwa i kruczkarstwa.

Obserwacja polskiej blogosfery Anno Domini 2013 prowadzi do wniosku, że działa ona podobnie do staropolskiej izby poselskiej w dobie jej rozkwitu. A przynajmniej, że działa tak ona na niektórych portalach blogerskich. Do niedawna takim portalem był portal niepoprawni.pl. Fenomen niepoprawnych jest trudny do ogarnięcia i opisania, tak jak w ogóle trudno opisać zjawiska ze świata przyrody. Z mojego punktu widzenia wyglądało to tak, że wokół portalu działała liczna grupa aktywnych blogerów, którzy całkowicie bezinteresownie poświęcali swój czas i pieniądze, a także wiedzę i umiejętności, aby portal działał na stosunkowo wysokim poziomie. Robili tak z zamiłowania i dobrej woli, w imię dobrze pojętego patriotyzmu. Nie inwestowali w szybkie zyski, ale we wspólnotę, która nigdy nie działa dla bezpośredniej korzyści. Przyłączający się do dyskusji blogerzy dostrzegali i doceniali to zaangażowanie poprzez aktywne uczestniczenie w debatach, celebrowanie wolności słowa i „zagłuszanie” tych, którzy wolności słowa rażąco nadużywali.Pojawiające się desanty moczarowskich trolli były natychmiast namierzane i osaczane. Ale nie metodami administracyjno-regulaminowymi! To jest bardzo istotny kapitał niepoprawnych, który nie może zostać NIGDY zapomniany.

Administratorzy niepoprawnych bardzo „liberalnie” podchodzili do publicystów i często wręcz promowali teksty, z którymi się nie zgadzali (choćby moje), po to właśnie, aby stale pobudzać portal do życia i nie dać mu umrzeć śmiercią naturalną. Nie ma nic gorszego, niż partyjno-sekciarska gazetka, w której wszyscy piszą to samo tylko trochę innymi słowami. Dzięki szacunkowi wobec wolności słowa portal kipiał życiem.

Jak to mówią, „słońce świeci dla dobrych i dla złych”. Świątynia wolności była lampą, która przyciągała także ćmy, tęskniące za światłem i nienawidzące go jednocześnie, gdyż było to światło dla nich niszczące. Oprócz blogerów „z krwi i kości”, którzy chwilami unosili się emocjami i pozwalali sobie na obelgi lub niesmaczne prowokacje, ale kierowali się dobrą wolą, zjawiali się obok nich imitatorzy istot ludzkich, budowniczowie atrap, zwani powszechnie trollami. W dawnej Polsce osobników tych nazywano „klientami” lub „sługami rękodajnymi”, czyli takimi, którzy biorą pieniądze od możnych protektorów. Można by ich nazwać nielegalnymi lobbystami – w najszerszym tego słowa znaczeniu. Podszywali się oni jednak pod wizerunki dobrych obywateli, a uwiarygadniali - wygranymi wyborami na sejmikach. Podobnie i na portalu niepoprawni zaroiło się od trolli, którzy wchodzili w konflikty prawie ze wszystkimi, jątrzyli, intrygowali i podburzali. A przede wszystkim publikowali głupie i płaskie, moczarowskie treści, aby portal odizolować od lemingów i uniemożliwić jakiekolwiek jego oddziaływanie na świat Lemingradu.

Administracja nie podejmowała zdecydowanych działań. Niektórzy mieli jej to za złe. Popatrzmy jednak na to tak:

  • z początku trudno odróżnić trolla od „krewkiego blogera”, a poza tym każdemu zdarzają się złe dni i opryskliwe lub chamskie wypowiedzi. Banowanie kogoś za to, że wkurzył się w słusznej sprawie byłoby nadużyciem regulaminu;

  • troll raz zlokalizowany jest łatwiejszy do unieszkodliwienia. Wiadomo kto to jest i wiadomo jak sobie z nim radzić, nie trzeba go od razu pozbawiać możliwości wypowiedzi;

  • administracyjne odcinanie wciąż kolejnych głów hydry mija się z celem, gdyż głowy te będą odrastać niczym komórki rakowe – jest to walka, której metodami „twardej chemii” trwale wygrać nie można.

Jak wspomniałem blogerzy silnie związani z portalem jak z laboratorium własnej Ojczyzny, podjęli spontaniczne przeciwdziałanie i przez długi czas skutecznie zagłuszali i ograniczali działanie trolli. Do czasu jednak. Zamieszanie związane z przejęciem portalu przez jednego z udziałowców nieformalnego „jądra” niepoprawnych doprowadziło do secesji większości blogerów tego jądra, za którą poszła fala secesji blogerów psychicznie związanych z niepoprawnymi.Portal upadł i upadło zarazem jedyne znane mi w tej skali polskie laboratoriumlibertatis dicendi. Utracony został ogromny dorobek blogerów, bowiem nowy administrator po prostu odciął blogerom dostęp do ich archiwalnych wpisów.Ma to tym większe znaczenie, że takie skupisko treści umożliwia dobre pozycjonowanie strony w rankingach wyszukiwarek, a status strony umacnia się w miarę upływu czasu. To także zostało utracone.

Ale nie utraciliśmy wszystkiego. Chciałbym Państwu zaproponować rozwiązanie (prawie) ostateczne. Ponieważ wszystkie portale w Polsce są czyjąś własnością, może się zdarzyć, że pewnego dnia, tygodnia lub miesiąca utracimy wszystko to, czym mogliśmy się pochwalić w gronie znajomych i przyjaciół; to znaczy, że co prawda massmedia łżą i manipulują, ale mamy chociaż „naszą blogosferę”, które czyta co najmniej kilkaset tysięcy ludzi. Zabezpieczenie przed nagłą utratą tego co zyskaliśmy, nazywa się WŁASNY BLOG NA WŁASNEJ DOMENIE I NA WYKUPIONYM HOSTINGU (najlepiej zagranicznym – przede wszystkim AMERYKAŃSKIM). Portale blogerskie dają możliwość lansowania swoich poglądów i konfrontowania ich z opiniami czytelników, ale jedynym zabezpieczeniem przed utratą tego dorobku jest posiadanie własnego bloga (to także rodzaj "kopii zapasowej"). Ja takiego bloga założyłem na wykupionej domenie i na hostingu, którego tutaj nie będę reklamował, gdyżpost factum zorientowałem się, że jego właściciel to firma zarejestrowana na Cyprze (to samo w sobie jeszcze nic nie znaczy, ale jakieś czerwone światełko musi się przecież zapalić). Niemniej jednak swego czasu napisałem krótki instruktaż zakładania bloga przy użyciu oprogramowania Wordpress, który serdecznie Państwu polecam, gdyż hostingi w większości działają na podobnych zasadach. Nie jest to wcale trudne mieć własnego bloga, a w razie jakichś pytań to i owo mogę podpowiedzieć, choć przecież jestem tylko amatorem, nie informatykiem. W razie potrzeby mogę też wspomniany instruktaż uzupełniać o informacje o wordpressowych motywach graficznych, przydatnych „wtyczkach” (pluginach) itp.

Chrońmy wolność słowa. W naszej biednej Polsce jest ona najwyższą wartością. Rzecz nie w tym, aby TVN zastąpić TV Republiką, a Monikę Olejnik zastąpić Katarzyną Gójską-Hejke, lecz abyśmy mogli mówić i być słuchani. Jak nasi przodkowie w tej archikatedrze wolności słowa, jaką była izba poselska.

Jakub Brodacki

alchymista
O mnie alchymista

Polecam: http://herbarz.alchymista.pl, http://smolenscium.alchymista.pl, http://proluz.wordpress.com, http://ifikles.wordpress.com, http://podstrzechy.alchymista.pl Publikuję najczęściej na blog-n-roll.pl, można mnie spotkać (o zgrozo) na gab.com i minds.com

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości